I've been thinking of this for few weeks and... I'm back. In English. Maybe it's a some kind of habit, but holidays are ending and I feel that I need a practise with language. Writing blog is easy and... nice so it's a good idea, right?
Pfff, who cares, I know, that I'll change the languages here as often, as I buy CDs. Very often. Not always everything have to be clear. So it'll be a big mix of Polish-English Typical thoughts of Blue Orchid.
In fact, who said that i have to write posts in only one language? Nikt nie powiedział. Taa, pełna anarchia XD
So... I'll write few pos like this. And wait to see what will happen...
Maybe I won't write anything, because it's so much easier to qrite in own language, in diffrent I have to think of EVERY damned word, of grammar... nie, ja przecież i tak piszę co mi ślina na język przyniesie.
Kiedyś byłam hipsterem. Tak jeszcze z rok temu nawet. Na szczęście hipsterem ideologicznym, nie tym co biega po ulicy w nerdach, wełnianym szaliku i kubkiem ze Starbucksa. Chodziło mi pewnie o ideę "słuchałam tego, zanim było popularne" ale też nie do przesady. Hipsterów też chyba można zaszufladkować jako subkulturę, a jako, że po mnie przynależności do żadnej RACZEJ nie widać, to po prostu uznajmy, że nim byłam. Żeby być szanowanym hipsterem, trzeba być przecież, nie inaczej- jak najbardziej i często niepotrzebnie ALTERNATYWNYM. Na każdym kroku. Z czasem męczy.
Przechodząc do rzeczy- kiedy część moich znajomych, baa, kiedy wszyscy zajebiście bawią się na Woodstocku, z przyzwyczajenia już wybrałam się na jakże alternatywny OFF Festival. Co powiem, kulturalne skupisku hipsterów (oraz tych, którzy jeszcze w sobie hipstera nie odkryli) wszelkiej maści, też wesoło. No i tak jak mówiłam, po prostu do niego przywykłam. Mieszkam dość bardzo blisko terenu imprezy, więc nawet teraz słyszę dźwięki ostatnich koncertów. A fizycznie brałam udział w festiwalu trzeci raz. Z pierwszego praktycznie nic nie pamiętam- zostałam raczej zaciągnięta przez rodziców, niż żeby iść z własnej woli, co się dziwić, byłam jeszcze większą gówniarą, niż teraz. Rok temu już potrafiłam się odnaleźć w muzyce, przychodzę w piątek i nagle życie nabiera sensu! Pierwszy raz spotkało mnie słońce, zamiast klasycznej dupówy i burzy, atmosfera wyrąbista, i <niewiemcojeszczenapisać>.
Po OFFie czuję się z siebie dumna, ponieważ:
WYTRZYMAŁAM, BOŻENKO, WYTRZYMAŁAM cały koncert Zbigniewa Wodeckiego. Pod sceną. Co jak co, ale Artur Rojek ma jednak fantazję zapraszając artystów. Można to nazwać, jak kto chce, ale było zabawnie XD
Wytrzymałam mniej, ale jakieś 15 minut na Scenie Eksperymentalnej. Nie kojarzę nawet na koncercie jakiego zespołu, co nie zmienia faktu, iż czuję dumę w jako takim utrzymaniu świadomości pod sceną. Bo na prawdę, bywa ciężko :)
Nie wydałam więcej, niż trzeba pienionszków w strefie z płytami. Tam akurat zawsze przelatywała cała kasa, która została po biletach, której w tym roku już i tak dużo nie było ( z oszczędności zainwestowałam w tylko jeden dzień festiwalu ;__;).
Osobistych sukcesów chyba tyle. Nevermind (przepraszam, nie umiem się powstrzymać, muszę jakieś nowe hasło sobie znaleźć). Poprowadziłam sobie taki mały koszulkowy ranking. Stwierdzam, że David Bowie jest wszędzie- rzuciło mi się w oczy jakieś 6 koszulek z jego twarzą, dalej w kolejności jest Joy Division- 4 koszulki + torba półcienna, następnie 3 Ramonesów, 2 Dylana, jedna Gunsów. Dziękuję, wiem, że ludzkość jest mi teraz wdzięczna. No i oczywiście koszulki Smashing Pumpkins.
No właśnie. Specjalnie cisnęłam się na OFFa w piątek, żeby zobaczyć Dynie w akcji. No i, no i, no i było genialnie. TAKA energia, TYLE decybeli, TAKA atmosfera, LUDZIE. Fajny efekt, bo po tej północy widać było, że wszyli hipstarzy, a przyszła publiczność tego jednego koncertu. W każdym razie- mrok koncertu, jakaś taka genialna siła, SPACE ODDITY NA POCZĄTKU KONCERTU, jeny, WYMIĘKŁAM. Ale tak, jak w wypadku McCartneya- nie ważne, która piosenka byłaby najlepiej zagrana, to największe wrażenie zawsze robi na mnie ulubiony utwór. Więc tak, jak było z Eleanor Rigby, to tak też stało się z Bullet with a Buterfly Wings.
Wesołe piosenki, wesołe.
A tak w podsumowaniu- szkoda, że się w tym roku tak z Woodstockiem skrzyżował. Życie postawiło mnie przed ciężkim wyborem, nieprawdaż ;__; I tak ogólnie, to mimo tych idiotów w sweterku, szaliczku i nerdach- na przyszłość po prostu OFFa polecam :)