Przechodząc do rzeczy- kiedy część moich znajomych, baa, kiedy wszyscy zajebiście bawią się na Woodstocku, z przyzwyczajenia już wybrałam się na jakże alternatywny OFF Festival. Co powiem, kulturalne skupisku hipsterów (oraz tych, którzy jeszcze w sobie hipstera nie odkryli) wszelkiej maści, też wesoło. No i tak jak mówiłam, po prostu do niego przywykłam. Mieszkam dość bardzo blisko terenu imprezy, więc nawet teraz słyszę dźwięki ostatnich koncertów. A fizycznie brałam udział w festiwalu trzeci raz. Z pierwszego praktycznie nic nie pamiętam- zostałam raczej zaciągnięta przez rodziców, niż żeby iść z własnej woli, co się dziwić, byłam jeszcze większą gówniarą, niż teraz. Rok temu już potrafiłam się odnaleźć w muzyce, przychodzę w piątek i nagle życie nabiera sensu! Pierwszy raz spotkało mnie słońce, zamiast klasycznej dupówy i burzy, atmosfera wyrąbista, i <niewiemcojeszczenapisać>.
Po OFFie czuję się z siebie dumna, ponieważ:
- WYTRZYMAŁAM, BOŻENKO, WYTRZYMAŁAM cały koncert Zbigniewa Wodeckiego. Pod sceną. Co jak co, ale Artur Rojek ma jednak fantazję zapraszając artystów. Można to nazwać, jak kto chce, ale było zabawnie XD
- Wytrzymałam mniej, ale jakieś 15 minut na Scenie Eksperymentalnej. Nie kojarzę nawet na koncercie jakiego zespołu, co nie zmienia faktu, iż czuję dumę w jako takim utrzymaniu świadomości pod sceną. Bo na prawdę, bywa ciężko :)
- Nie wydałam więcej, niż trzeba pienionszków w strefie z płytami. Tam akurat zawsze przelatywała cała kasa, która została po biletach, której w tym roku już i tak dużo nie było ( z oszczędności zainwestowałam w tylko jeden dzień festiwalu ;__;).
No właśnie. Specjalnie cisnęłam się na OFFa w piątek, żeby zobaczyć Dynie w akcji. No i, no i, no i było genialnie. TAKA energia, TYLE decybeli, TAKA atmosfera, LUDZIE. Fajny efekt, bo po tej północy widać było, że wszyli hipstarzy, a przyszła publiczność tego jednego koncertu. W każdym razie- mrok koncertu, jakaś taka genialna siła, SPACE ODDITY NA POCZĄTKU KONCERTU, jeny, WYMIĘKŁAM. Ale tak, jak w wypadku McCartneya- nie ważne, która piosenka byłaby najlepiej zagrana, to największe wrażenie zawsze robi na mnie ulubiony utwór. Więc tak, jak było z Eleanor Rigby, to tak też stało się z Bullet with a Buterfly Wings.
A tak w podsumowaniu- szkoda, że się w tym roku tak z Woodstockiem skrzyżował. Życie postawiło mnie przed ciężkim wyborem, nieprawdaż ;__; I tak ogólnie, to mimo tych idiotów w sweterku, szaliczku i nerdach- na przyszłość po prostu OFFa polecam :)
Co do OFFa nie jestem przekonana ale to wina dominującej w moim organizmie punkowości nakazującej siedzieć mi w błocie z jabolem i zacieszać do całego świata xD Jestem z Ciebie nieprawdopodobne dumna, że wytrzymałaś całego Wodeckiego - mam nadzieję, że nie odbije się to na Twojej psychice^^ W tym roku bawiłam się na Woodstock'u, niestety tylko przed ekranem komputera ale za rok się zjawiam osobiście, trzeba skoro własna matka zapisuje się do Pokojowego Patrolu :D Zrób sobie w przyszłym roku przerwę od OFFa to poznasz mnie we własnej osobie i cały tłum posiadaczy wielobarwnych irokezów^^
OdpowiedzUsuńW przyszłym roku zrobię wszystko, żeby się pojawić!
UsuńW tym roku i tak miałam jechać, ale znajomi się w rezultacie wymigali, a 'samej' nie chciało mi się tłuc pociągami... To za rok przyłączę się do bandy z irokezami^^
Trzymam Cię za słowo :D Banda z irokezami jest wesoła i niczego się nie boi^^ Jak masz ochotę to 23 jest DIY FEST w Suchej Beskidzkiej i zdaje się, że będę :) A w pociągach bywają fajne ludzie :)
Usuńhej świetny blog, fajne teksty ;) może zerkniesz do mnie, możemy nawet odwiedzać nasze blogi ;) http://ballandonelsole.blogspot.com/ CZEKAM NA ODP ;)
OdpowiedzUsuń